Zwierciadło Duszy
Rozdział 15
Gdy jechaliśmy autem ogarnęło mnie dziwne wrażenie, że ten
mały wypad nie skończy się za dobrze.
Stres zjadał mnie od środka, wciąż przypominając swoim cichym, złośliwym
głosikiem o nie ubłagalnie nadciągającym nieszczęśliwym zakończeniu.
Nie potrafiłam pozbyć się tych mrocznych myśli, choć na chwilę wyrzucić ich z głowy. Gdy tylko udawało mi się na chwile odsunąć je od siebie, od razu wracały. Nie powinnam była ich zostawiać. Wiem, to niby nie moja wina, zostałam porwana, ale mogłam, nie wiem, chociażby wcześniej wrócić. Może gdybym zachowywała się inaczej nic takiego by się nie wydarzyło? Nikt nie próbował by mnie zabić, nie pogrywał by sobie ze mną w tak głupi sposób. To na pewno moja wina. Co ja mówię, to jakaś paranoja. Jak mogę oskarżać się o bycie winną czegoś, na co nie mam najmniejszego wpływu? Wyluzuj, Spencer. Cały czas próbowałam się uspokoić, lecz moje próby nie odniosły nawet najmniejszego skutku. Wciąż stukałam palcami w podłokietnik albo co chwila je wyłamywałam. Nie mogłam usiedzieć w jedynym miejscu, chciałam już tam dotrzeć i mieć to wszystko za sobą.
Nie potrafiłam pozbyć się tych mrocznych myśli, choć na chwilę wyrzucić ich z głowy. Gdy tylko udawało mi się na chwile odsunąć je od siebie, od razu wracały. Nie powinnam była ich zostawiać. Wiem, to niby nie moja wina, zostałam porwana, ale mogłam, nie wiem, chociażby wcześniej wrócić. Może gdybym zachowywała się inaczej nic takiego by się nie wydarzyło? Nikt nie próbował by mnie zabić, nie pogrywał by sobie ze mną w tak głupi sposób. To na pewno moja wina. Co ja mówię, to jakaś paranoja. Jak mogę oskarżać się o bycie winną czegoś, na co nie mam najmniejszego wpływu? Wyluzuj, Spencer. Cały czas próbowałam się uspokoić, lecz moje próby nie odniosły nawet najmniejszego skutku. Wciąż stukałam palcami w podłokietnik albo co chwila je wyłamywałam. Nie mogłam usiedzieć w jedynym miejscu, chciałam już tam dotrzeć i mieć to wszystko za sobą.
- Daleko jeszcze? – spytałam nerwowym głosem.
- Nie, może jeszcze jakieś pięć minut – powiedział Evan. –
Spokojnie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- Mam nadzieję – odpowiedziałam i zaczęłam ponownie
wystukiwać niespokojny rytm na moim podłokietniku. W takim tempie zostanę
świetną perkusistką. Chociaż moja kariera zawodowa nie stała pod wielkim
znakiem zapytania. Ja i muzyka – ten związek był przeznaczeniem. Nic nie mogło
stanąć nam na drodze. Zostanę kiedyś światowej sławy piosenkarką. Jestem tego
pewna, ale na razie mam parę ważniejszych spraw na głowie. Na przykład
zgarnięcie pamiętnika z mojej walizki.
***
Gdy dotarliśmy do hotelu, nawet ślepy zauważyłby, że coś
jest nie tak. Może to przez przecinające powietrze, niezwykle irytujące odgłosy
syren? Może to przez otoczenie terenu całego hotelu taśmą policyjną? Moim
zdaniem na pewno nie z wyżej wymienionych powodów.
- Wyczuwam kłopoty – powiedział Evan wyrażając moje wątpliwości
na głos.
- No co ty nie powiesz? – odparłam. Po co mówić coś, co jest
oczywiste?
- Hotel jest zamknięty – stwierdził udając, że nie słyszał
mojego komentarza. – Musimy wejść od tyłu, tak żeby nikt nas nie zauważył.
- Może zaparkuj parę ulic wcześniej? – zaproponowałam. – Do
budynku możemy wejść przez piwnicę? Wybijemy szybę czy coś?
- Co z alarmem?
- Myślisz, że ktoś zostawi włączony alarm, kiedy po hotelu
zasuwa policja? – popatrzyłam na niego jak na idiotę. Nic nie poradzę na to, że
czasami się zachowywał, jakby był jednym z nich.
- Ok, jak uważasz. Nie będę się kłócić – powiedział i
skręcił w uliczkę po prawej. Zaparkował
i spojrzał mi w oczy. – Jaki masz plan? – spytał.
- Podobno mnie znasz – powinieneś wiedzieć, że ja i
posiadanie planu się wykluczamy – odparłam z uśmiechem na twarzy. Zupełnie nie
martwiłam się o to, co się stanie. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu,
stwierdzam, że potem będzie tylko gorzej, a to? To pikuś. Nic wartego uwagi.
Szkoda, że wtedy o tym nie wiedziałam. Może to dobrze? Sama nie wiem.
Rozważanie miliona opcji i poszukiwanie sensu życia to zadanie dla filozofów,
czyli w dużym skrócie nie dla mnie. Trzymajcie mnie od tego z daleka. – Chodźmy – otworzyłam drzwi i wysiadłam z
auta. Sekundę później usłyszałam trzaskanie drzwi od strony Evana. – Za mną
proszę – dodałam żartobliwym tonem i ruszyłam krętymi zaułkami w stronę celu
naszej podróży. Kiedy tylko mnie dogonił, delikatnie ujęłam jego dłoń. Nie
protestował, lecz uśmiechnął się. Przez chwilę po prostu szliśmy obok siebie,
zwyczajnie trzymając się za ręce. Właśnie takie chwile, pozornie głupie i
nieważne, potrafią uczynić człowieka szczęśliwym. My, ludzie nie doceniamy
takich drobnych okruchów szczęścia.
Robimy to dopiero, gdy ich zabraknie. Wtedy
naiwnie łudzimy się, że powrócą, a prawie nigdy tak się nie zdarza. Szkoda, ale
cóż poradzić. Takie życie. Użalanie się nad sobą nic nie da, więc w sumie po co
to robić?
- Mam wrażenie, że się zgubiliśmy – wyrwał mnie z zamyślenia
Evan. Rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, iż na szczęście nie miał racji.
- Nie, idziemy w dobrym kierunku. Musimy skręcić w następną
przecznicę i będziemy na miejscu – powiedziałam.
- Nie wypowiadam się, bo dla mnie wszystko wygląda tu tak
samo.
- Byłam tu już kilka razy, znam to miasteczko jak własną
kieszeń – uśmiechnęłam się promiennie. Możesz być spokojny.
- Chyba muszę Ci zaufać – stwierdził żartobliwym tonem.
- To nie ufasz? – odparłam, udając urażoną.
- Kurde, masz mnie. Winny – zaśmiał się, a ja po kilku
sekundach dołączyłam do niego.
- To już tutaj – powiedziałam, gdy skręciliśmy w odpowiednią
uliczkę. – To co robimy? – spytałam nerwowym głosem. Nagle jakoś zaczęły docierać
wszelkie złe scenariusze. Niedobrze.
- Piwnica?
- Nie mam najmniejszego pojęcia co masz na myśli –
odpowiedziałam.
- Pytam, czy mają tu piwnicę?
- Oczywiście, że tak.
- Wejdziesz przez okno i znajdziesz walizkę, a ja stanę na
czatach?
- Brzmi nienajgorzej, w szczególności, że sama nie mam
żadnych pomysłów – odparłam. – Jeżeli zejdzie mi dłużej niż piętnaście minut,
to zacznij mnie szukać, dobrze?
- Możesz na mnie liczyć. Uda Ci się – próbował mnie uspokoić
i o dziwo to pomagało. Czułam się odrobinę pewniejsza.
- Idę – szepnęłam. – Do zobaczenia – złożyłam na jego ustach
szybki pocałunek i wślizgnęłam się do środka przez otwarte okno. Zeskoczyłam z
parapetu i wyjrzałam przez drzwi. Pusto. To dziwne. Zamknęłam za sobą drzwi i
ruszyłam przed siebie. Gruby, zielony dywan skutecznie tłumił moje kroki. Wyjrzałam
za róg. Wciąż czystko. Zaczynałam się niepokoić. Bez problemu dostałam się do
schodów i dotarłam na piętro, gdzie znajdował się mój pokój. Nikogo nie
spotkałam. Szło zdecydowanie za łatwo. Doszłam do pokoju i nerwowo szarpnęłam za
klamkę. Zamknięte. Dobrze, że miałam ze
sobą wsuwkę. Czy są drzwi, których nie da się otworzyć za pomocą tej cudownej
spinki? Weszłam do środka. Od razu uderzył mnie dziwny, metaliczny zapach. Na
wieszakach nie wisiała ani jedna rzecz. Zaczęłam poważnie się bać. Przeszłam
parę kroków do przodu, a zapach się nasiał. Nieprzyjemnie drapał w gardle,
obezwładniał. Wydawało mi się, że w powietrzu wyczułam perfumy Messy. Musiała
tu niedawno być. To chyba dobry znak. Zajrzałam do szafy, za komodę, a potem
pod jedno z łóżek. Walizki nigdzie nie było. Byłam pewna, że zostanę tu dobrą
chwilkę. Miałam jeszcze dobre dziesięć minut, w pokoju byłam od trzech i nie
mogłam wytrzymać tego obrzydliwego zapachu. Podeszłam do okna, by je otworzyć.
Obok rozciągała się ogromna plama ciemnoczerwonej krwi. Nie mogłam powstrzymać
wydobywającego się z moich ust krzyku. W plamie krwi leżała bransoletka
Melissy. Szybkim ruchem zgarnęłam ją do kieszeni i wybiegłam z pokoju, zupełnie
zapominając o zamknięciu drzwi. Opamiętałam się dopiero, gdy na parterze usłyszałam
głosy. Ukryłam się za najbliższym rogiem.
- Szkoda dzieciaków – powiedział jakiś mężczyzna. – Tych staruszków
nie żałuję i tak pewnie umarliby podczas najbliższej partyjki bingo, ale młodzi
mieli jeszcze całe życie przed sobą.
- Co racja, to racja – ośmieliłam wyjrzeć się za róg i
zobaczyłam dwóch policjantów wywożących ciało w worku na zwłoki. Kiedy mnie
minęli, zobaczyłam pasmo pozlepianych krwią włosów wysuwających się z worka
włosów, które miały dokładnie taki sam kolor, jak te u mojej przyjaciółki.
Zasłoniłam usta, gdy wreszcie to do mnie dotarło. Ona nie żyje. Melissa nie
żyje. Łzy mimowolnie popłynęły po moich policzkach, a ja osunęłam się po ścianie.
Po chwili wymierzyłam sobie energiczny policzek. Zabolało. To dobrze. Musiałam się
ogarnąć. Musiałam wrócić. Danie się złapać w budynku pełnym policji to nie za dobry
pomysł. Wstałam i otarłam oczy. Wyjrzałam za róg. Dwójka mężczyzn dawno już poszła,
a jak na razie nikt inny się nie pojawił. Powoli wróciłam do piwnicy i
przeszłam przez to samo okno.
- Hej, dobrze, że jesteś. Zaczynałem się martwić –
powiedział Evan i pomógł mi wstać. – Co się stało? Czemu płaczesz? – spytał.
Widocznie zauważył moje łzy. – Wszystko w porządku?
- Później to wytłumaczę – odrzekłam sucho, starając się nie
załamać. – Nie znalazłam walizki.
- Co z przyjaciółmi?
- Tylko zwłoki jednej z nich –zwiesiłam głowę, a po moich
policzkach ponownie popłynęły łzy.
- Chodź tu – przytulił mnie i zaczął powoli gładzić moje
włosy. – Musimy już iść – powiedział po chwili i odsunął się ode mnie. –
Prowadź – zachęcił mnie, a ja klucząc w krętych zaułkach starałam się
wyprowadzić nas stamtąd. Gdy wreszcie dotarliśmy do auta, Evan jeszcze raz mnie
przytulił, a potem wsiedliśmy do środka.
- To co robimy teraz? – spytał.
- Może oddali walizkę mojej babci?
- Czyli jedziemy do Ciebie?
- Mamy inny pomysł? – moje pytanie zawisło w powietrzu i
zapoczątkowało ciszę, która utrzymywała się przez resztę podróży. Oparłam czoło
o zimną szybę i zaczęłam wpatrywać się w dal. Nie zwracałam zbytnią uwagę na
zmieniające się za oknem krajobrazy. Moje myśli pochłonęły wątpliwości, co by
było gdyby. Może mogłam jakoś temu zapobiec? Może gdybym szybciej wróciła, moja
przyjaciółka siedziałaby teraz obok mnie, cała i zdrowa? Nie chciałam tego
wiedzieć. Czasami lepiej nie znać prawdy, szczególnie, gdy może nas ona wyłącznie zranić.
Hej!
"Zwierciadło Duszy" oficjalnie wraca!
Nie obiecuję regularnej publikacji rozdziałów - wiecie, że w moim przypadku i tak pewnie nie dotrzymałabym danego słowa.
Czekam na Waszą opinię w komentarzach - dajcie mi znać, że wciąż Was to interesuje i nie publikuję dla duchów.
Niech los zawsze Wam sprzyja!
/Posy
Aaaaa!
OdpowiedzUsuńWreszcie się doczekałam.
Ja wiedziałam, że Ty wrócisz że Zwierciadłem.
A do tego powrót w takim stylu?
Kobieto, miód na moje oczy.
Ale Melissa?
Błagam, powiedz, że planujesz jej zmartwychwstanie!
Czekam z niecierpliwością na następny! :*.
zobaczysz ;)
Usuńnw co jeszcze z nią zrobię, ale przywracanie jej do życia jest takie mało w moim stylu :/
Całusy,
Posy
Melissa [*] ;___;
OdpowiedzUsuńStrasznie wciągające. Nie mogłam się oderwać.
Lecę nadrabiać to co mnie ominęło. Trafiłam tutaj z fb. I nie żałuję. Napewno będę polecać, a mam parę znajomych, którym przypadnie Zwierciadło.
Weny życzę!
o jejku, ale się cieszę, że Ci się spodobało <3
Usuńdziękuję za komentarz i miłe słowa - mam nadzieję, że przeczytasz inne teksty ;)
jeżeli lubisz fb, to zapraszam Cię do grupy czytelników - najświeższe info o postach i takie tam głupoty ;)
https://www.facebook.com/groups/953675891352386/
Pozdrawiam,
Posy
Akcja się zagęszcza i robi się brutalnie!
OdpowiedzUsuńZaskakujący rozdział, ponownie, ale i tym bardziej wciągający!
pozdrawiam,
Franciszka
dzięki <3
UsuńPozdrawiam,
Posy