niedziela, 7 stycznia 2018

Dom, którego nie było



"Dom, którego nie było"




Tytuł: "Dom, którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta".
Autor: Ł. Krzyżanowski.
Długość: 376 stron.
Moja ocena: 7/10.







Opis fabuły


Jest rok czterdziesty piąty. Skończyła się wojna. Zrujnowany Radom próbuje powrócić do dawnej, przedwojennej świetności. Ludzie wracają do miasta. Wracają Polacy, ale wracają też Żydzi. Żydzi, którzy, mimo zakończonej walki, wciąż są traktowani jak ludzie gorszej kategorii. Książka Łukasza Krzyżanowskiego "Dom, którego nie było" opisuje dzieje powracających do miasta wyznawców judaizmu, historie zwykłych, szarych, niczym nie wyróżniających się ludzi. Powieść podzielono na cztery główne części: "Miasto", "Przemoc", "Społeczność" oraz "Mienie". Na początku tomu znajduje się mapa ówczesnego Radomia - wydaje się to mało ważne, ale pomaga w zrozumieniu zdarzeń (autor posługuje się konkretnymi nazwami miejsc).


Moja opinia


Krzyżanowski nie skupia się wyłącznie na przedstawianiu traumatycznych przeżyć Żydów jako jednej, dużej społeczności – ukazuje on losy pojedynczych obywateli. Z jednej strony ukazanie losów konkretnych osób pozwala lepiej odnaleźć się w opisywanej rzeczywistości, umożliwia zrozumienie losów poszczególnych bohaterów w dużo większym stopniu. Z drugiej strony taki natłok wydarzeń był dla mnie naprawdę męczący. Zanim zdążyłam dobrze poznać jednego bohatera, zaprzyjaźnić się z nim, autor rozpoczynał opisywanie historii zupełnie nowej postaci. Sprawiło to, że nie mogłam „wciągnąć się” w opowieść, musiałam czytać ją „na raty”. Rozumiem, czemu autor skupił się na losach poszczególnych obywateli, lecz nie mogę powiedzieć, że mi się to podobało. Lektura, po pewnym czasie, stała się męcząca. Kontynuowałam czytanie w chwilach nudy, gdy nie miałam nic ciekawszego do zrobienia. Kiedy wreszcie skończyłam czytać, pojawił się czytelniczy niedosyt – chciałam przeczytać więcej. Sama nie wiem, jak to się stało. Wydaje mi się, że pozytywny wpływ na moje zdanie o tej książce miała jej końcówka, gdzie Krzyżanowski zaczyna bardziej opisywać przeżycia żydowskiej społeczności jako ogółu, a odniesień do konkretnych przypadków jest dużo mniej. Bardzo podobały mi się zamieszczone w powieści cytaty, fragmenty własnych zapisków, a nawet fragmenty poezji mieszkańców miasta. Cieszy mnie fakt, że autor nie zmienił w nich nawet jednej małej kropki – w wypowiedziach znajdowały się wszelkiego rodzaju błędy językowe, interpunkcyjne i ortograficzne, które nadawały tym źródłom jeszcze większej wiarygodności. „Słyszymy” wtedy relacje od ludzi, którzy widzieli opisywane zdarzenie na własne oczy. Taki natłok wypowiedzi oraz przypisów na początku był dla mnie bardzo, bardzo męczący, ale potem już do tego przywykłam. Kolejnym, ogromnym plusem „Domu, którego nie było” jest zrozumiały język.  Autor nie używa trudnego, naukowego języka, lecz próbuje „wyjść” do czytelnika i pisze w jak najprostszy sposób. Mimo, że mieszkam w Radomiu od urodzenia, dzięki tej opowieści dowiedziałam się o swoim mieście zupełnie nowych rzeczy – przed sięgnięciem po tę pozycję, nie miałam pojęcia, że w Radomiu produkowano kiedyś rowery. Takie zwykłe, z pozoru nieważne rzeczy, pomagają odnaleźć się w ówczesnej rzeczywistości i lepiej zrozumieć losy Żydów. Dzieło Krzyżanowskiego pokazało mi moje miasto z zupełnie nowej, nieznanej mi dotąd strony. Wydawało mi się, że dość dobrze znam Radom, lecz książka ta uświadomiła mi, że moja „wiedza”, to tylko wierzchołek góry lodowej. W książce brakowało mi jeszcze jednej rzeczy – próby wytłumaczenia zachowań ludzi, którzy krzywdzili Żydów. Zastanawia mnie, skąd to się wzięło, co działo się w głowach takich osób. Reasumując, „Dom, którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta” to książka godna polecenia – warto ją przeczytać, lecz nie wracać. Każda mała historia, losy każdej zwykłej osoby pozwalają czytelnikowi na lepsze zrozumienie ówczesnego świata, ale potrafi to nieźle zmęczyć czytelnika. Wątpię, żebym kiedykolwiek przeczytała tę książkę po raz drugi. Nie potrafię powiedzieć, że dzieło to w ogóle mi się nie podobało, ale nie potrafię również stwierdzić, iż jestem nim zachwycona. To po prostu taki utwór, który czytam i „idę dalej”. Za kilka lat pewnie nie będę pamiętać, że czytałam coś takiego.  



Plusy i minusy


Plusy:
+ mapka Radomia,
+ ukazanie wielu historii.

Minusy:
- sposób, w jaki tak duża liczba historii została ukazana,
- szczegółowy opis wydarzeń na początku książki, zaś tych na końcu tylko pobieżny.




Tyle na dziś kochani.
Słyszeliście kiedyś o tej książce?
Dajcie mi znać w komentarzach!
Pozdrawiam, 
Posy

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że chociaż końcówka Ci się podobała :)
    Tej pozycji podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przepadam za takimi ksiązkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też nie przepadałam za tego typu książkami, a ta mi się bardzo spodobała ;)
      Pozdrawiam,
      Posy

      Usuń
  3. Pomimo tego, że bardzo cenię książki opowiadające historię czasów I i II wojny światowej, tak w tym przypadku za książkę nie mam zamiaru się wziąć. Jakoś do mnie nie przemawia.
    Świetna recenzja! Dawno mnie tu nie było, więc widzę ogromny postęp! Gratuluję ♥


    http://bookmania46.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromny postęp? W jakim sensie - zaciekawiłaś mnie ;)
      Pozdrawiam,
      Posy

      Usuń