Do zobAczeniA w Rosewood
UWAGA!
WPIS ZAWIERA SPOJLERY!
"Pretty Little Liars" jest genialne - zarówno książka, jak i serial. Ostatni tom serii dawno ujrzał już światło dzienne, lecz z serialem pożegnaliśmy się dopiero kilka dni temu. Siedem sezonów, sto sześćdziesiąt odcinków, każdy trwający około czterdzieści minut. Nie wiem, ile łącznie minut to daje. To wyższa matematyka. Błagam, załapcie ten żart. W każdym razie - PLL się skończyło, więc wypadałoby coś o tym napisać, nieprawdaż?
Cóż, moja przygoda z tą serią zaczęła się chyba od przeczytania książki. Wiem, wiem, nie wolno oceniać ich po okładce, ale prawda jest taka, że właśnie dlatego sięgnęłam po "Pretty Little Liars". Nie zaprzeczycie, że okładki są prześliczne. Potem wciągnęłam się w serial i wpadłam na całego. Podczas oglądania ostatnich dwóch sezonów miałam ogromną ochotę to zwyczajnie rzucić, ale stwierdziłam, że jeśli tyle obejrzałam, to dotrwam do końca. Udało się.
"Pretty Little Liars" - historia bez końca
Serial oglądam mniej więcej od emisji czwartego sezonu. Pamiętam, że najpierw czwarty sezon miał być ostatni, potem piąty, szósty, aż tak doszło do siódmego. Z książkami było podobnie - historia miała, i powinna, skończyć się tomy temu. Przez te wszystkie sezony, przez te wszystkie części, cóż, bądźmy szczerzy, akcja była bardzo, bardzo podobna. Można oglądać i czytać w kółko to samo, ale z umiarem - kiedyś przekraczamy tę magiczną granicę i mamy dość. Książki czytałam bardzo "na raty", więc nie odczuwałam tego aż tak bardzo, lecz w przypadku serialu już od piątego sezonu zaczynałam mieć powoli dość. Potem magicznie Charles przemienił się w Cece i myślę sobie, dobra, to już koniec, ale nie, mamy kolejne, w tym serialu to już trzecie, -A. Ile można ja się ludzie pytam, no ile?!
Książka czy serial?
Jako blogerka książkowa powinnam chyba zachęcić Was do czytania, ale cóż, to nie ma sensu. Dla mnie wszystkie tomy były takie same. Przyjemnie się je czytało, ale po jakimś czasie nie byłam już w stanie stwierdzić, co w którym miało miejsce oraz czym różniły się od siebie poszczególne części. Tak naprawdę pamiętam tylko, tak dokładniej, o czym był dopisek "Tajemnice Ali", a poza tym w głowie pozostały mi tylko urywki, jak Emily w ciąży na jakiejś farmie u kuzynów. Serial do piątego sezonu był genialny. Owszem, mieliśmy już drugie -A., ale wciąż chciało się to oglądać. Piąty sezon zaczął mnie nudzić - dobre w nim były tylko rzekoma śmierć Mony i kilka ostatnich odcinków, za to pierwsza połowa szóstego sezonu... Poezja. Po tak nudnym poprzednim sezonie, coś wreszcie zaczęło się dziać. Dobrze, Charles magicznie stał się Cece, ale wciąż coś się działo, a potem obejrzałam drugą połowę szóstego sezonu i wszystko się, kulturalnie mówiąc, nieźle popsuło. Ile jeszcze -A. będzie w tym serialu? Cóż, wszystkie te żarty z memami z -Z. nabrały sensu. W siódmym sezonie był tylko jeden odcinek, który podobał mi się od początku do końca - przedostatni. Reszta... Bez komentarza, wystarczy tej krytyki. Podsumowując, książkę to warto przeczytać ostatnią oraz dopisek "Tajemnice Ali". Serial jest zdecydowanie lepszy, ale jeśli chwilowo nudzi Was akcja, to możecie bez wyrzutów sumienia opuścić kilka odcinków.
Serialowy finał
Po genialnym przedostatnim odcinku spodziewałam się czegoś znacznie, ale to znacznie, lepszego. Nie mogę powiedzieć, że zakończenie było złe, lecz nie mogę uznać je za dobre. Szalone teorie o bliźniaczce Spencer uznawałam za zwykłe głupoty, a tu proszę, jednak to prawda. Super, zróbmy -A. z kolejnej postaci, o której średnio wiemy, że istnieje. Z Charlesa powstała Cece, z Courtney Alison, ja się w tym ludzie już gubię. Mona to dla mnie jedyne dobre -A. - miała motywy i wszystko naprawdę ciekawie się oglądało. Znaliśmy tę postać, jednak zamiast szantażować Hannę oraz jej przyjaciółki, mogła z nią porozmawiać i powiedzieć, że czuje się zwyczajnie odrzucona, ale nie, lepiej pogrozić ludziom. Drugie -A. to dno. Jak z Charles stał się Cece? To nie ma sensu i właśnie takie niedociągnięcia mnie irytują - mały błąd może zdarzyć się każdemu, ale to jest już gruba przesada. Dobrze, koniec z drugim -A., ale co tam, mamy trzecie. Ile można?! Alex ma dobre motywy, ale zrobienie -A. z postaci, o której istnieniu nie mamy najmniejszego pojęcia to głupota! Jednak muszę pogratulować Troian mistrzowskiej gry - zakochałam się w tym akcencie. W tym odcinku tylko dwie postaci zachowywały się jak trzeba - Mona i Jenna. To był chyba jedyny odcinek, w którym lubiłam tę drugą. Jej teksty były zabójcze. Mona jako jedyna potraktowała A.D. jak należy, a nie zachowywała się jak oferma, czyli jak reszta dziewczyn. Słodka przyszłość ulubionych serialowych par była genialnym pomysłem, nawet to, że Aria nie może mieć dzieci - gdyby przecukrzyli, to byłoby to troszkę nierealne. Jednak moim ulubionym elementem są nawiązania do pierwszego odcinka - podaniem Em chusteczki przez Hannę w kościele, zaginięcie Addison - to jest perfekcja. Kocham, po postu kocham. Prawda jest taka, że nie podobała mi się tylko tożsamość A.D. Wydaje się, że tylko, ale jednak to chyba najważniejszy element całego finału.
Które -A. jest najlepsze?
Przez -A. Alison, Monę, Cece, aż do Alex - to się nieźle pokomplikowało, ale jednak najlepszym -A. była, przynajmniej moim zdaniem, Mona. Ją jako jedyną potrafiłam zrozumieć, jej plany miały sens, wszystko po prostu układało się w spójną i logiczną całość, a za razem nie było to nic zbyt przewidywalnego. Alison jako -A. - tego nawet ja się domyśliłam, a jestem raczej kiepska w te klocki. Cece - w jej/jego przypadku wciąż krąży mi po głowie, jak z Charlesa wyszła Cece. Alex to nawet nie chcę komentować. Postać, której nie znamy jako -A. to istne dno.
To tyle na dziś kochani.
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Zgodnie z sugestią Magdy,
przywracam tego bloga do życia (usłyszałam, że umiera),
więc spróbuję zwalczyć mojego wewnętrznego lenia
i zakończyć okres wegetacji na kanapie.
Pozdrawiam,
Posy
Gratuluję wytrwałości, ja porzuciłam zarówno książki, jak i serial. Tak jak piszesz - za dużo tego było, za bardzo to zagmatwali i w pewnym momencie wydawało mi się to już robione na maksa na siłę. Nic nie zrozumiałam z ostatnich akapitów twojego posta, ale to przez to, że ja nawet nie dotrwałam do pojawienia się tych postaci xDDD Chyba pamiętam drugie -A. z serialu... chociaż nie wiem xD Daaaawno to było, oj dawno. Książki czytać przestałam w momencie, kiedy oni z jakiejś paki zabili kogoś tam na jakiejś wyspie na wakacjach. Za cholerę nie rozumiałam tej akcji, więc stwierdziłam, ze szkoda mi czasu na kolejną serię bez końca.
OdpowiedzUsuńŻyczę ci powrotu do blogowania! :D
Q.
Otwórz Drzwi do Innego Wymiaru :)
Dzięki!
UsuńI z tym zabiciem laski na plaży - jak niby to wytłumaczyli, to wciąż nie miało to większego sensu, więc niewiele straciłaś ;)
Pozdrawiam,
Posy
Moja przygoda z Pretty Little Liars zakończyła się na 2 tomie i nie mam ochoty ani wracać do książek, ani zaczynać serial. Absolutnie nie dla mnie. Bohaterki straszliwie mnie irytowały. Chyba takie klimaty "amerykańskiej szkoły" do mnie nie trafiają.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim nic na siłę - ja od dawna też mam ich dość, ale niewiele mi zostało do końca, więc już skończyłam.
UsuńPozdrawiam,
Posy
Zaczęłam oglądać ten serial, ale jak na razie uważam, że jest średni. Zobaczymy co będzie później. Po książkę nie mam ochoty sięgać.
OdpowiedzUsuńhttp://weruczyta.blogspot.com/
Jak początki są już kiepskie, to nie radzę oglądać dalej - jak dla mnie to jest tylko nudniej, bo cały czas powtarzają się te same sytuacje.
UsuńPozdrawiam,
Posy
Zakończenie serialowe to była totalna porażka. Jakby wszystko skończyło się w momencie, gdzie -A była Mona, oszczędziliby nam sporo czasu i męczenia się zarówno z serialem jak i książkami. No ale chcieli do końca wydoić złotą krowę xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Nic dodać, nic ująć - Mona to było jedyne "dobre" -A.
UsuńPozdrawiam,
Posy