W Blasku Światła
Rozdział 2
Życie jest
totalnie nieprzewidywalne. Potrafi być niekończącą się udręką, cukierkową bajką
dla dzieci. Życie potrafi zaskakiwać. Cały czas nas popycha, abyśmy upadli, a
gdy już leżymy na zimnej i twardej ziemi, wyciąga do nas rękę, by nam pomóc,
podnieść.
Potem znów robi to samo i tak bez końca. Jeżeli ktoś ma szczególe szczęście, to jego życie jest niekończącym pasmem porażek. W pewnym momencie wszystko zaczyna się walić i nic nie jest już takie, jak dawniej. Moje zawaliło się w momencie, gdy pokłóciłam się z Clancym. Nie macie pojęcia o czym mówię, co nie? Może więc zacznę od początku…
Potem znów robi to samo i tak bez końca. Jeżeli ktoś ma szczególe szczęście, to jego życie jest niekończącym pasmem porażek. W pewnym momencie wszystko zaczyna się walić i nic nie jest już takie, jak dawniej. Moje zawaliło się w momencie, gdy pokłóciłam się z Clancym. Nie macie pojęcia o czym mówię, co nie? Może więc zacznę od początku…
- Alice,
wstawaj śpiochu – usłyszałam głos Rachel. Otworzyłam oczy i delikatnie je
przetarłam.
- Która
godzina? – spytałam zaspanym głosem.
- Trzecia
trzydzieści – odpowiedziała. – Musimy ruszać – dodała po chwili, a ja z trudem
podniosłam się na nogi. Wciągnęłam przez głowę czarną bluzę z kapturem. Mój
oddech zamieniał się w małe obłoczki pary. Dziś przenocowaliśmy w jakimś
starym, opuszczonym domu. Wszystkie szyby były powybijane, a do środka
przedostawał się mroźny, zimowy wiatr. Parę okien udało się zasłonić jakimiś
skrawkami tektury, ale niewiele to dało. Zawsze lepsze coś takiego, niż nic. Z
sufitu skapnęła na mnie kolejna kropla wody. Dom nie posiadał dachu, a wczoraj
lało jak z cebra. Podłoga znajdującej się nad nami cała nasiąknęła lodowatą
wodą, która co jakiś czas skapywała z sufitu. Nikt nie szukałby schronienia w
takim miejscu. Nikt poza nami. Bez samochodu i jakichkolwiek pieniędzy nasza
sytuacja stale się pogarszała. Mieliśmy kiedyś auto, ale Alec je rozbił. Nikt
nie miał mu tego za złe – kiedy goni Cię kilkunastu łowców nagród masz raczej
większe problemy na głowie.
- Gotowa? –
spytała Emily.
- Tak, tak –
rzuciłam przez ramię. – Dorzucę jeszcze parę rzeczy do plecaka i możemy ruszać –
powiedziałam i wrzuciłam do środka koc oraz zapałki, których użyliśmy wczoraj
do rozpalenia małego ogniska. – To co, ruszamy? – podeszłam do reszty grupy z
uśmiechem na twarzy.
- Znalazła
się optymistka – mruknął pod nosem Alec.
- To co mam
robić? Siedzieć i płakać nad swoim miernym losem? – odwarknęłam.
- Nie
kłóćcie się – przerwała nam Em. – To naprawdę nie ma sensu. Możemy już iść?
- Dobrze –
odpowiedziałam. – Może dotrzemy do miasta przed zmrokiem.
***
Mróz to
kolejny niemiły prezent od życia. Temperatura sięgała niemal zera, a nasze
oddechy zamieniały się w obłoczki pary. Szliśmy bocznymi drogami, łąkami, z
dala od ludzi. Dochodziła czwarta i zaczynało się ściemniać, a my dopiero
dochodziliśmy do lasu, który szczelnie otaczał nasz cel podróży.
- Idziemy
dalej czy stajemy? – spytałam.
- Ile kilometrów
nam zostało? – odpowiedział pytaniem na pytanie Alec.
- Ze dwa –
stwierdziła niepewnie Lily. Niedaleko mieszali jej dziadkowie, dlatego dość
dobrze znała okolicę. – W tym miejscu powinno być tylko parę polanek, niewiele
drzew. Las tak naprawdę rozrasta się dopiero parę kilometrów na wschód.
- W takim
razie nie ma sensu stawać – stwierdziłam.
- No to
idziemy – skwitowała Em.
Króciutko ale świetnie! Znalazłam chyba tylko dwa miejsca, gdzie brakuje przecinka. Naucz mnie interpunkcji! Też chce tak świetnie pisać :c
OdpowiedzUsuńgrunt to ćwiczyć - jak teraz patrzę na swoje stare prace to najbardziej pozytywna rzecz, jaką mogę o nich powiedzieć, to to, że są "poprawne" :/
Usuńtakże nie poddawaj się i próbuj! :*
Pozdrawiam,
Posy