Zwierciadło Duszy
- Rozdział 13
Płakałam. Cholera, znów płakałam. Zawsze, jak nie potrafię sobie z czymś poradzić, zaczynam ryczeć jak małe dziecko.
- Spencer, porozmawiajmy - Evan podszedł do mnie i delikatnie położył mi rękę na ramieniu.
- Ok - odpowiedziałam łamiącym się głosem. W sumie i tak nie miałam już nic do stracenia. Oparłam się o szafę i próbowałam wstać. O dziwo udało się, gorzej było z chodzeniem. Myślałam, że po raz kolejny wyląduje na podłodze, ale jak widać nie tylko ta historia lubi się powtarzać - silne ramiona chłopaka znów bezpiecznie objęły mnie i uratowały przed upadkiem w bezdenną otchłań rozpaczy. Wiedziałam, iż jeżeli upadnę, mogę już nigdy nie wstać, nie ruszyć dalej. Nie mówię tu tylko o zwykłym chodzeniu. Nie opuszczało mnie ciągłe wrażenie, myśl, że mogę już nigdy się nie pozbierać, że moja dusza pozostanie na zawsze rozbita w najmniejsze kawałeczki, zupełnie jak potłuczone lustro - siedem lat nieszczęścia, w moim przypadku, może być zbyt krótkim okresem. Tak na oko to co najmniej, hmm... z czterdzieści dziewięć lat? Jak już jest ta pechowa siódemka, to trzymajmy się jej jeszcze bardziej pechowych wielokrotności. Byłam świadoma, iż istnieje tylko jedna droga ratunku - moim promyczkiem słońca rozpraszającym tę ciemność była prawda. I Evan, ale nie wnikajcie w szczegóły! W każdym bądź razie wiedziałam, że tylko szczerość pomiędzy naszą dwójką może mnie uratować.
***
Evan krzątał się przy kuchni, robiąc kawę i coś do jedzenia. W sumie to byłam zainteresowana tylko tą kawą - czasami potrafiłam prawie nic nie tknąć przez cały dzień, lecz czasami pochłaniałam niezliczone ilości jedzenia. Dziś nie byłam w nastroju na jakikolwiek posiłek, może tylko na czekoladowe ciasteczka, no ewentualnie lody. Na jedzenie tych dwóch rzeczy i popijanie ich hektolitrami dietetycznej coli nigdy nie brakowało mi ochoty. Nie, nie odchudzam się, po prostu, z jakich niewytłumaczalnych powodów, bardziej smakuje mi cola light, a najbardziej ta cytrynowa. Nie pytajcie. Moje spojrzenie powędrowało w stronę okna. Zaczynało świtać. Zza szyb wychylały się pierwsze promienie słońca spowijając złotą poświatą sofę, która stała tuż obok okna. Przy ścianach, na drogich, mahoniowych regałach piętrzyły się stosy książek, zarówno klasyki, jak i zwykłych komiksów o superbohaterach, co nadawało wnętrzu ciepła oraz naturalności, tak jak porozrzucane wokół kubki , ubrania, czy porozsypywane wszędzie długopisy lub notesy z na wpół powyrywanymi kartkami. Na środku szarego fotela, który stał tuż obok kanapy w tej samej barwie, śpiąc nad całym bałaganem królował zwykły kundelek. Chciałam podejść i go pogłaskać, lecz nie pozwalały mi na to zarówno połamane nogi , jak i Evan, który właśnie w tym momencie odwrócił się do mnie i promiennie uśmiechnął.
- Przepraszam za ten bałagan - powiedział i postawił na stole kubki z kawą. - Nie miałem ostatnio za dużo czasu, żeby go posprzątać - spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, a na mojej twarzy pojawił się delikatny, żartobliwy uśmieszek.
- Obydwoje znamy prawdę - zażartowałam. - Która moja? - spytałam, gdy aromatyczna woń gorącego napoju dotarła do moich nozdrzy.
- Trzymaj - powiedział i przesunął w moją stronę niebieski kubek Gdy chciałam po niego sięgnąć, przez przypadek dotknął mojej dłoni. Poczułam rumieńce wypływające na moje policzki. Uśmiechnęłam się nieśmiało i spojrzałam mu w oczy, dokładnie w tej samej chwili, gdy on podniósł wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz wstanie i mnie pocałuje, a zamiast śniadania spędzimy poranek w jego łóżku, lecz on niestety miał inne plany. Szkoda.
- Podrywasz mnie ślicznotko? - spytał zniżając swój głos do zmysłowego szeptu, a ja niespokojnie poruszyłam się na krześle. Nigdy nie byłam dobra we filrtowaniu, czy innych takich sprawach.
- Chciałbyś - powiedziałam żartobliwym tonem i upiłam łyk mojej ulubionej kawy. Ciekawe, jak dużo jeszcze o mnie wie.
- Skąd wiedziałaś? - odpowiedział, a ja naprawdę miałam coraz większą ochotę zaciągnąć go do tej sypialni.
- Widać - stwierdziłam krótko, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa więcej. Zmienił miejsce i teraz siedział tuż obok mnie, a nie na przeciwko jak jeszcze niecałą minutę temu. Pochylił głowę, tak, że nasze czoła dzieliły wyłącznie centymetry, a ja czułam jego ciepły oddech owiewający moją twarz.
- Chyba muszę wykorzystać tą sytuację - szepnął. - Kiedy powiem Ci prawdę już nigdy się do mnie nie odezwiesz. Jestem tego pewien - powiedział z bólem malującym się w jego oczach. Gdy po policzku spłynęła mu pojedyncza łza nie mogłam już dłużej się powstrzymywać. Pocałowałam go, przywierając do jego ust tak mocno, jak tylko mogłam, jednocześnie ścierając ją z jego policzka. Objął mnie w talii i posadził sobie na kolanach, nie odrywając się ode mnie. Po kilku sekundach uniósł mnie i położył na kanapie.
- Cholera, nie powinienem tego robić - powiedział i po raz ponowny mnie pocałował. Jego ręce wodziły po moim ciele, delikatnie dotykał mojej szyi, talii, bioder czy przesuwał dłońmi po moich ramionach. Ja wcale nie byłam lepsza - właśnie wsunęłam mu ręce pod koszulkę, próbując go od niej uwolnić. - Nie zapędzaj się, księżniczko - zaśmiał się szyderczo i odgarnął mi włosy z twarzy. - W takim tempie nigdy nie powiem Ci prawdy - uśmiechnął się.
- Pieprzyć prawdę - powiedziałam. - Może sobie poczekać.
- Czy ty coś sugerujesz? - spytał, choć dobrze znał odpowiedź na to pytanie.
- Może moglibyśmy przenieść się do sypialni? Masz bardzo wygodne łóżko - powiedziałam, a sekundę potem zrobiłam się cała czerwona ze wstydu. - Przepraszam, nie wierzę, że to powiedziałam - ukryłam twarz w dłoniach, lecz on delikatnie je ujął i ucałował.
- Wyluzuj złotko, nie masz za co przepraszać - szczerość w jego głosie działała na mnie jak najlepszy balsam, koiła do tego stopnia, że już po sekundzie mój wstyd całkowicie wyparował.
- Nie żebym nie chciał - szepnął mi zmysłowo na ucho i podciągnął mnie do pozycji siedzącej, a sam wstał i wziął kubki z kawą. O dziwo była jeszcze ciepła. W drugą rękę wcisnął mi talerz pełen parujących jajek. Uwielbiam jajka, ale naprawdę nie miałam na nie zupełnie ochoty. Po kilkunastu minutach kłótni wreszcie udało mi się wymigać od jedzenia. Uwierzcie, nie było łatwo.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - spytałam zestresowana.
- Od czego mam zacząć? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Może od początku? - zasugerowałam.
- Dzięki za tę cenną wskazówkę - powiedział, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem. - Znam Cię od około trzech lat, parą jesteśmy od dwóch.
- Przepraszam, powinienem był użyć czasu przeszłego. Chyba, że wciąż chcesz ze mną być? - spytał zadziornie, otwarcie ze mną flirtując.
- Z takim ego twoim wymarzonym partnerem byłbyś ty sam - zażartowałam. - Tak na serio to nie mam nic przeciwko, ale to może Cię troszkę kosztować - powiedziałam, a on wybuchnął śmiechem.
- Czy to wystarczy? - spytał i mnie pocałował.
- Na początek się nada - odparłam, gdy mnie puścił. - Teraz przejdźmy do rzeczy, bo nie sądzę, żebyś chciał mi tylko to powiedzieć - stwierdziłam i upiłam łyk kawy. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą, by móc otrzymać kolejną część mojego wynagrodzenia.
- Byliśmy szczęśliwą parą przez te dwa lata z kawałkiem, aż pewnego dnia zniknęłaś, bez najmniejszego śladu. Nikt nie wiedział, co się z tobą stało. Twoi rodzice, całe królestwo, dosłownie każdy Cię szukał w całym kraju, jak widać bez skutku - zwiesił głowę w dół, a ja powoli zaczęłam się bać słów, które padną jako następne. Słuchanie już tego było koszmarne, a to pewnie nieskomplikowany początek.
- Królestwa? - spytałam niepewna, czy aby dobrze usłyszałam.
- Tak Spencer - powiedział i odstawił kubek, po czym delikatnie ujął moją dłoń. - Jesteś księżniczką - starał się mówić do mnie jak najprostszymi zdaniami, tak żebym na pewno wszystko zrozumiała, nawet będąc w szoku. - Twoi rodzice rządzą całym królestwem, ale nie znajduje się ono w tym wymiarze.
- Co? Jakie wymiary? - znowu czułam się jak na matematyce. Kompletnie się pogubiłam. - Źle się czujesz? Może masz gorączkę? Strasznie bredzisz - dotknęłam jego czoła, które o dziwo nie było nawet lekko gorące.
- Nie kłamię - powiedział. - Istnieje kilka wymiarów, my obecnie znajdujemy się w ziemskim - kontynuował. - Łącznie jest ich siedem, można się do nich przedostać przez specjalne portale, które może otworzyć tylko ktoś z niezwykle wielkimi magicznymi zdolnościami. Ty takie posiadasz.
- Poczekaj - przerwałam mu. - To znaczy, że moja matka żyje?
- Tak - odpowiedział. - Twój tata też, skąd to głupie pytanie?
- Babcia zawsze mówiła, że zginęli z wypadku samochodowym - szepnęłam, a oczy wypełniły mi się łzami.
- Spencer, o kim ty mówisz? - zdziwił się.
- O mojej babci, mieszkam z nią od najmłodszych lat, chociaż po tym co mi teraz powiedziałeś sama już nie wiem.
- Kochanie, twoi dziadkowie zmarli kilka lat temu, cała czwórka - szepnął zdziwiony. - Ktoś porwał cię ponad rok temu. Nie udało mi się namówić twoich rodziców, żeby wysłać poszukiwaczy do innych wymiarów, więc uciekłem i zacząłem Cię szukać na własną rękę. Ten wymiar jest czwartym, w którym Cię szukać, nie licząc Niaviraldu, z którego pochodzimy. Teraz chociaż wiemy kto - powiedział kręcąc głową z niedowierzania.
- Musieli też wymazać mi jakoś pamięć, bo totalnie nic nie pamiętam - dodałam.
- Dzięki Ci mój geniuszku. Co ja bym bez Ciebie zrobił?
- Ej, chciałam tylko pomóc! - próbowałam się usprawiedliwić. - To nie fair - dodała i walnęłam go poduszką w brzuch.
- Tak chcesz się bawić? - spytał roześmiany, a nasze troski uciekły jakby na dalszy plan. Pochylił się nade mną, zmuszając bym się położyła, co niezwykle mnie ucieszyło. Jestem nienormalna. Zamiast próbować odnaleźć moich rodziców obściskiwałam się z moim przystojnym chłopakiem. - Może jednak przejdziemy do tej sypialni? - szepnął, a ja nie potrafiłam zaprzeczyć. Prawda mogła sobie poczekać. W tej chwili liczył się tylko on, jego pocałunki, którymi obdarzał moją szyję, ramiona i dekolt. Cichutko jęknęłam, nie mogąc się już dłużej powstrzymywać - jego dotyk sprawiał mi przeogromną przyjemność.
- To idziemy do tej sypialni? - powiedziałam krótko i nie owijając w bawełnę.
- Nie chcesz dowiedzieć się reszty? - spytał.
- Może sobie poczekać - stwierdziłam z wyrzutami sumienia. - Czy godzinka coś zmieni? - spytałam.
- Nie - odpowiedział smutno i nagle usiadł, a jego twarz spowiła powaga.
- Co się stało? - szepnęłam.
- Godzina nic tu nie zmieni, dzień, miesiąc, nawet lata mogą nic tu nie wnieść - wyrzucił z siebie wyraźnie sfrustrowany. - Przejścia pomiędzy wymiarami się zablokowały, a my utknęliśmy tu, tuż obok twoich prześladowców, którzy będą za wszelką cenę chcieli Cię zabić.
- Nie ma jakiegoś innego wyjścia? - spytałam mojego bohatera pełna nadziei.
- Portale mogą stworzyć tylko niezwykle potężni czarownicy - odpowiedział. - Jedynymi o takich umiejętnościach są twoi rodzice, ale i tak nie jestem pewien, czy nawet we dwoje daliby radę - skończył i ukrył twarz w dłoniach. - Może gdyby udało nam się z nimi jakoś skontaktować, ale bez portali to niewykonalne.
- Znam chyba jeden sposób - powiedziałam natychmiastowo przykuwając całą jego uwagę.
- Jaki? - wyszeptał z niedowierzaniem.
- Pamiętnik mojej matki - odrzekłam.
Hej!
Przepraszam za nieobecność i zaniedbywanie Was, ale po prostu w tej głupiej szkole mam masakryczne urwanie głowy, a do tego jestem chora. Niedługo mam ferie, więc rozdziały będą pojawiać się częściej :)
Piszcie w komentarzach, czy Wam się podobało - każda taka opinia jest dla mnie na wagę złota!
Zostawiam Wam tu link do grupy czytelników bloga, gdzie nie tylko znajdziecie najświeższe info na jego temat, lecz będziecie mogli podyskutować, np. na temat książek: Biblioteka Marzeń - Blog! Spokojnie, nie pogryziemy Was :*
/Posy
Wow... tego się nie spodziewałam. Rozdział MEGA! <3
OdpowiedzUsuńdzięki za komentarz! i z każdym rozdziałem będą pojawiać się jeszcze większe zaskoczenia, zobaczysz :* nie chcesz dołączyć do grupy czytelników bloga na fb? najświeższe info z pierwszej ręki i takie tam - staramy się rozkręcić grupę, żeby potem móc dyskutować o książkach i wg :)
Usuń/Posy
Niesamowity rozdział i jaki zwrot akcji! Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuń/Posy